there's no salvation for me now, no
space among the clouds
Florence + the Machine ~ Lover to Lover
Był chłodny, listopadowy dzień, a na dworze akurat lało jak
z cebra, gdy Mikey Way dostał tajemniczego smsa. Chwilę potrwało, zanim
przeanalizował to zdanie i wyciągnął z niego cały, misternie ułożony plan. Był
bystrym dzieciakiem, zawsze i od zawsze, jednak nadawca wyraźnie postarał się,
żeby tylko młody Way mógł zrozumieć wiadomość. Może i nie była tak bardzo
zawiła i niezrozumiała, jednak wystarczająco, by chłopak potrzebował kilku
minut.
Nie miał żadnych wątpliwości, że na coś takiego mógł
wymyślić tylko jego pozytywnie szajbnięty, starszy
braciszek.
Blondyn usiadł na łóżku i zakaszlał kilka razy. Nie czuł się
najlepiej. Od pewnego czasu miewał ostre bóle brzucha, zdarzało się nawet, że
tracił przytomność z nadmiaru wysiłku. A najlepsze było to, że lekarze nadal
nie wiedzieli, co mu jest. On sam też nie wiedział. Nie chciał chorować.
Poprawił zjeżdżające mu z nosa okulary i wstał. W jego pokoju
zawsze panował porządek, ale uznał, że jeśli ktoś ma go odwiedzić, a na to się
zanosiło, to musi być zupełnie idealnie. Na ogół nie zwykł przyjmować gości;
całymi dniami siedział w domu i się uczył. Wcześniej jeszcze chodził do szkoły,
na zajęcia dodatkowe, gdy matka go puściła to i na próby ich garażowego
zespołu, w którym grał na basie... Ale zazwyczaj nie wychodził. Zazwyczaj Donna
nie pozwalała mu wychodzić.
Nie wiedział tak naprawdę, dlaczego Gerard jakiś czas temu
znikł z ich życia, dlaczego matka żyła, jakby miała tylko jedno dziecko i
dlaczego ograniczała im kontakty. Nie rozumiał, dlaczego tak go znienawidziła.
W dzieciństwie Gerard był bardziej przez nią zauważany, jeśli tylko miała czas,
Mike był raczej synkiem tatusia, a teraz... Nienawidziła go. Nienawidziła
zupełnie, nie uznawała, nie chciała. Nie rozumiał jej.
Usłyszał kroki na schodach, więc szybko usiadł przy biurku,
wrzucając telefon do szuflady i udał, że nadal się uczy. Drzwi zaskrzypiały,
kroki ustały.
- Mikey? - usłyszał nieco chłodny głos matki, więc obrócił
się do niej.
- Tak, mamo?
- Co robisz? - jasnowłosa, wysoka kobieta weszła do jego
pokoju i przysiadła na brzegu łóżka. - Przez całe popołudnie ani razu nie
wyszedłeś z pokoju...
- Bo... uczę się. Kiedy byłem w szkole żeby odpisać lekcje,
dowiedziałem się o teście i... No, powtarzam, mamo – odparł spokojnie, siadając
do niej przodem.
- To dobrze, ucz się a potem zdaj na porządną uczelnię.
Jakąś taką... z przyszłością, po której zarobisz na chleb, a nie będziesz
żebrał po galeriach - odpowiedziała i poprawiła okulary na nosie syna. - Masz
już jakieś plany?
- No... - zawahał się. Oczywiście, że miał plany, ale nie
wiedział, czy powinien o nich mówić. - Myślałem nad Nowym Jorkiem, blisko i...
- Nowy Jork? - głos jej się uniósł, jednak naprawdę niewiele. -
Nie uważasz, że to miasto jest kompletnie bez perspektyw? Mikey... to tylko
przereklamowana metropolia, pełna szczurów, tłoku i śmieci. Musisz być
rozważniejszy... przemyśl najpierw wszystko dokładnie.
Mikey widział, jak po jej twarzy przemknęło coś dziwnego,
coś, czego nie znał, albo pojawiało się rzadko. Poczuł dziwne ukłucie, przecież
wiedział, co naprawdę chciała powiedzieć. Że w rzeczywistości nie pozwoliłaby
mu tam jechać. Że po prostu nie chciała dopuścić do tego, żeby widział się z
bratem. Pewnie myślała, że się nie domyśli. Że złapie się na jej sztuczną
troskę. Nie, był już zbyt dużym chłopcem, żeby nie widzieć pewnych rzeczy.
Nie odpowiedział. W rozmowach z matką nigdy nie było
wystarczająco wielu i wystarczająco dobrych argumentów, by wygrać. Wolał na
razie odpuścić, dla własnego spokoju.
- Wiesz... - zaczął powoli, odgarniając włosy za ucho. -
Dzwoniłem do kolegi, żeby przyniósł mi zeszyty z matematyki. Będzie mi to
potrzebne do tego testu, więc... Przyjdzie tutaj niedługo, na chwilę.
Wytłumaczy mi trochę i zostawi książki. Dobrze? - popatrzył na nią pytająco,
niemal pewien, że się nie zgodzi.
- Dobrze... ale pamiętaj, że jesteś chory i musisz
odpoczywać. - ucięła krótko i z westchnięciem wstała z miejsca.
- Tylko... bądź dla niego miła, co? – niemal natychmiast
ugryzł się w język. Nie powinien był mówić czegoś takiego. Doskonale wiedział,
że i tak to nic nie da, ale spróbować zawsze warto. W duchu modlił się, by
Donna już od progu nie wystraszyła chłopaka.
- On nie przychodzi do mnie, tylko do ciebie, więc to raczej
ty się postaraj. - popatrzyła na niego znacząco, zatrzymując się na chwilę, po
czym ruszyła do drzwi.
- Dobrze, mamo.
W tamtym momencie poczuł, że spotkanie z nieznajomym
chłopakiem może być naprawdę trudne.
~ ~
Mikey zerknął na zegarek. Dochodziła piętnasta, a
tajemniczego chłopaka jak nie było tak nie ma. Stresował się, jednak nie dał
tego po sobie poznać. Nie mógł tego pokazać, przecież matka myślała, że znał
Jacka z zajęć matematycznych w szkole, nawet nie podejrzewała podstępu. Może
była cwana i bezwzględna, ale również naiwna. Biedny Mikey chyba miał to po
niej.
Pięć minut po wpół do czwartej zadzwonił dzwonek. Mikey
zadrżał, od razu chowając wszystkie rzeczy, wyjmując książki i zeszyty, na
wszelki wypadek. Cisza. Po chwili odgłos obcasów, przekręcanego zamka. Zaczaił
się przy schodach, nasłuchując.
Donna nieśpiesznie otworzyła drzwi. Stał przed nią niski,
ciemnowłosy chłopak w jeansach, adidasach i bluzie z kapturem naciągniętym na
głowie. Miał ze sobą szkolną torbę i wyglądał dość przyjaźnie. Przyjaźniej, niż
się spodziewała. Uśmiechnęła się sztucznie.
- Ty pewnie jesteś Jack, co? - zrobiła mu miejsce w
drzwiach.
- Tak, dzień dobry. Mikey w domu? - odpowiedział Frank jak
najbardziej naturalnie. Ściągnął kaptur z głowy i dyskretnie rozejrzał się
dookoła. Kątem oka dostrzegł blondyna w okularach, starającego się zamaskować u
szczytu schodów. Wyglądał na nieźle zestresowanego. Mikey, świadomy, że chłopak
go zauważył, nie zszedł na dół, jedynie przyglądał się jedynie całej sytuacji.
Ruchem ręki kazał udawać chłopakowi, że tamten go nie widzi. Frank zrozumiał o
co chodzi, więc szybko przeniósł wzrok na Donnę.
- Jest, jest – blondynka przyjrzała się krótko krwiakowi na
policzku bruneta, jednak nie dała poznać po sobie, że coś jest nie tak. - Więc
Jack, tak? - spytała retorycznie i zaprosiła gościa do kuchni, gdzie zaczęła
nalewać soku do dwóch szklanek. Bynajmniej nie z grzeczności, po prostu chciała
go trochę wypytać. - Jesteście w jednej klasie czy macie tylko wspólne
korepetycje?
- Wspólne korki. - odpowiedział i niepewnie ruszył za
kobietą - Proszę nic nie szykować, ja tylko przekażę, wyjaśnię Mikey'emu notatki
i pójdę sobie. Mikey jest w swoim pokoju?
- Jack, to tylko sok – zaśmiała się cicho. Chyba nie będzie miała
okazji, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Podała mu szklanki. - Tak, jest na
górze. Pierwszy pokój przy schodach.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedział i pośpiesznie wyszedł z
kuchni. W tym czasie Mikey zdążył wrócić do swojego pokoju by tam oczekiwać przyjścia
Franka.
- Cześć – odparł cicho i nieśmiało wyciągnął rękę do
chłopaka. Na dobrą sprawę nie wiedział o nim nic, brat kazał tylko udawać, że
to jego kolega, Jack. Zresztą, co to w ogóle był za szalony plan? Nie wierzył,
że się udało i że ów brunet stoi w jego pokoju.
- Cześć. Nie musisz się mnie bać, Gerard mnie tu przysłał -
uśmiechnął się, a przynajmniej postarał się uśmiechnąć. - Jak się czujesz? Co u
ciebie? Wiesz... Gerry się cholernie o ciebie martwi.
Mikey usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Chwilę
przyglądał się chłopakowi, jednak ostatecznie zaśmiał się cicho.
- Zawsze tyle gadasz? - zerknął na niego rozbawiony,
przyciągając do siebie nogi, siadając po turecku. Nie przywykł, by ktoś zadawał
mu tyle pytań. Zakaszlał kilka razy. - Nie jest tak źle, jakby się wydawało,
ale chyba zmartwiłem go ostatnim listem. Lepiej mów co z nim. I w ogóle, to
jestem Mikey – uśmiechnął się lekko. Gdyby nie nieco inne oczy, był bardzo
podobny do brata.
- Zdążyłem się domyślić. Z Gerardem wszystko w porządku... -
skłamał, wiedząc, że takiej odpowiedzi wymagałby od niego Gerard, jednocześnie
nie chciał martwić blondyna. - Zaprzyjaźnił się z kilkoma osobami, robi co
kocha i martwi się o ciebie. Potrzebujesz czegoś?
Mikey zerknął nerwowo na drzwi, ale tylko na chwilę.
Usłyszałby matkę, gdyby szła. Bez obaw wysłuchał całej wypowiedzi, pod koniec
uciekając wzrokiem na swoje trampki i zaczął bawić się sznurówkami, od czasu do
czasu zerkając na chłopaka, którego prawdziwego imienia najprawdopodobniej nie
znał.
- Nie, ja… Jest mu tam dobrze? - spytał po chwili. Tęsknił za
Gerardem, bardzo za nim tęsknił. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co
się z nim dzieje, gdzie jest, co robi. Kwestię swojego zdrowia czy samopoczucia
wolał przemilczeć. Nie chciał martwić ani chłopaka, ani Gerarda. - Wiesz...
Potrzebuję tylko towarzystwa. Więc... będzie naprawdę miło, gdy będziesz czasem
przychodził, ee… Jack. - popatrzył na niego poważnie.
- Frank, tak mam na imię. Już ci mówiłem, Gerry trzyma się
jakoś... z chęcią by rzucił wszystko i wrócił tutaj, ale bardzo chce skończyć
szkołę. – odpowiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było ono uporządkowane
i schludne. On zawsze starał się mieć czysto w pokoju, ale tutaj nie było
rzeczy, która by choć trochę nie leżała tak jak powinna. Frank bałby się ruszyć
cokolwiek, jak gdyby wszystko było jedną konstrukcją, której naruszenie
spowodowałoby destrukcję całości.
- Więc Frank... on studiuje? Sztukę, prawda? Radzi sobie? -
przygryzł wargę. - Mówiłeś, że ma przyjaciół... Nie trzyma się z nikim złym? –
Mikey wpadł w słowotok, zalewając swojego kolegę pytaniami o brata. Tak bardzo
pragnął się czegokolwiek o nim dowiedzieć. Paradoksalnie, długa rozłąka
sprawiła, że czuł się z nim jeszcze bardziej związany.
- Nie, naprawdę, jego znajomi są całkiem w porządku. –
parsknął śmiechem i spojrzał z rozbawieniem na blondyna. - Radzi sobie jak
może, jak nie może to też trwa.
- To... To dobrze. A wy... skąd się znacie? Wybacz, że tak
pytam... – Poczuł się głupio. Nie powinien wypytywać Franka o takie szczegóły
ale z drugiej strony zależało mu na odpowiedzi. Wnioskował, że Gerard musi
bardzo ufać chłopakowi, skoro posłał go w tak niegościnne miejsce, jakim był
jego dom.
- To dość dziwna historia... poznaliśmy się przypadkowo. Nie
denerwuj się, możesz pytać o wszystko. - Frank położył się na łóżku i założył
ręce za głowę.
Więc Mikey pytał. Przez dobre pół godziny zadawał pytania, a Frank
opowiadał mu o bracie, zapamiętując również to, co mówił blondyn, by móc
przekazać to Gerardowi. A Mikey? Całkowicie ulżyło mu po tej rozmowie. Po raz
pierwszy od zniknięcia Gerarda czuł, że żyje, a przynajmniej, że mógłby normalnie
żyć. Dobrze było usłyszeć, że z jego bratem wszystko w porządku, ale jeszcze
lepsze było uczucie, że czarnowłosy jednak nadal o nim pamięta. Nadal się martwi.
Blondyn żałował, że sam Gee nie mógł się z nim spotkać, ale cieszył się z
wizyty jego kolegi. Wysyłali do siebie listy, w których mogli porozmawiać w
miarę prywatnie. Mikey nie miał w domu komputera, rozmowy kontrolowała
rodzicielka, żył niczym kanarek w złotej klatce. Przez cały ten natłok emocji
zupełnie nie zauważył, że Frank już całkiem długo u niego siedzi. Bał się, że
Donna zacznie coś podejrzewać, dlatego niechętnie zwlókł się z łóżka i stanął
przed Frankiem, patrząc na niego z góry.
-Słuchaj, Frank, nie chcę cię wyganiać ani nic... i bardzo ci dziękuję za fatygę, za rozmowę,
ale… obawiam się, że już będziesz musiał iść. Wiesz, moja mama… - nie potrafił
dokończyć tego zdania w taki sposób, aby nie zabrzmiało to niegrzecznie.
- Spokojnie, rozumiem. Gerry mi wszystko wyjaśnił – Frank
uśmiechnął się przelotnie do blondyna, po czym chwycił za pasek torby leżącej
na łóżku i powędrował ku drzwiom. – Wnioskuję, że nie za bardzo macie się jak
ze sobą kontaktować… może chcesz, bym mu coś powiedział, przekazał od ciebie? –
spytał Frank właśnie w chwili, gdy obaj usłyszeli kroki na schodach. Mikey'emu serce podeszło do gardła, a w pokoju zapadła grobowa cisza. A więc Donna już
wywęszyła, że coś jest nie tak, przecież jej syn nie miewa tak długich
odwiedzin. Chwilę potem klamka opadła i
w progu ukazała się kobieta z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam chłopaki. Przyszłam
zobaczyć, czy wszystko w porządku – na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na
Franku.
- Tak, mamo. J…Jack już wychodzi. – Mikey o mały włos nie
pomylił się w imieniu. To nie wróżyło nic dobrego, jednak wciąż miał nadzieję,
że jego mama nie zauważy tego drobnego zawahania.
- Taaak… - kobieta popatrzyła na syna przenikliwie, po czym
wyszła, zostawiając chłopców samych. Kiedy usłyszeli, że się oddaliła, Mikey'emu spadł kamień z serca.
- Uff… - westchnął Frank i rozluźnił spięte mięśnie. – To jak
będzie, przekazać mu coś?
- Powiedz… - Blondyn musiał się zastanowić. To musiały być
góra dwa zdania, aby chłopak je zapamiętał. – Powiedz mu, że bardzo go kocham. I
że wszystko będzie dobrze.
- Nie ma sprawy, załatwione. Miło było cię poznać, Mikey. A
więc… do zobaczenia?
- Do zobaczenia. I jeszcze raz dzięki, Frank – blondyn
uśmiechnął się krzywo. – Trafisz do wyjścia?
- Raczej tak. Dbaj o siebie – brunet ruszył w stronę drzwi frontowych,
a Mikey wrócił na łóżko. Ten dzień był naprawdę jednym z lepszych dni, które
udało mu się ostatnimi czasy przeżyć. Nie zważał już nawet na okropny ból
brzucha, który go dręczył. Był ogromnie szczęśliwy, że mógł z kimś tak po
prostu porozmawiać i już nie mógł się doczekać, kiedy Frank znów go odwiedzi.
Tylko pół godziny, tyle mu wystarczało. Pół godziny normalności i szczerej
serdeczności. Nie chciał wiele i wreszcie mu tą drobinę dano. Oczywiście, miał
pewne obawy związane z reakcją jego matki, jednak starał się nimi zbytnio nie
przejmować. Przecież zawsze może trochę pozmyślać.
~ ~
Na wstępie,
wielkie dzięki dla Runaway_Scars za wcielenie się w młodego Way'a, gdyż mi wychodziło to gorzej niż fatalnie. Jesteś genialna! ♥
Jejuniu, bardzo lubię ten rozdział, wiecie? Mikey jest jakby szczęśliwszy, w końcu ma kolegę, Frank też spędził z kimś choć trochę czasu... Mam nadzieję, że spełni wasze oczekiwania. A, i takie głupie pytanie, czy tylko mi młodszy Way kojarzy się z Majkim (tuu!) od Hedahe? 8D
A to taka drobna aluzja do tego, że nasz Gee nie ma powodu do życia C: wiem, jestem sadystką.
~War
~War
aww. <3 Mikey jest.
OdpowiedzUsuńo, Hedahe! kocham ją! XDD
co do rozdziału - nie zauważyłam literówek czy błędów, jest pięknie. :3
a właściwie, to chyba tego nie mówiłam (jeśli wcześniej tutaj komentowałam, bo leń ze mnie), że strasznie podoba mi się pomysł. <3 i muszę powiedzieć, że wcześniej nie lubiłam Florence + The Machine, irytowały mnie piosenki puszczane na RBL.tv, ale dzięki wam, kiedy koleżanka zapytała mnie, czy chcę kilka ich piosenek odpowiedziałam "tak", żeby sprawdzić, czy poza tymi z RBL są takie, które przypadną mi do gustu. i były. dostałam tylko trzy ("Howl", "Heavy In Your Arms" i "Cosmic Love"), ale te trzy spodobały mi się. <3 i chyba ściągnę te, które dopisywane są na początkach rozdziałów, bo jestem ciekawa. :>
weny obu życzę! :]
~ Dead!
Mikey był taki... uroczy, naprawdę. I ten moment, gdy poprosił Franka, żeby powiedział Gerardowi, ze go kocha *-* Aż się uśmiechnęłam. Niedobrze, że Donna nie pozwala spotykać się. Obwiniać swoje własne dziecko, że się w małżeństwie nie powiodło i z jego powodu odszedł ojciec. Pani Way, to się trzeba pierdolnąć w łeb i zastanowić nad samym sobą, a dopiero potem pokazywać na Gerarda i mówić "Twoja wina, że Donald spieprzył od nas!" (pierdolę, jaki bulwers).
OdpowiedzUsuńNie mniej rozdział napisany poprawnie, jak moja przedmówczyni już powiedziała. Żadnych literówek nie przyuważyłam :)
Obu życzę weny, xoxo <3
Mikey'a i Majkiego różni jedna podstawowa rzecz - Gerard. Pomijając, że to niby jest ta sama postać, to ci dwaj w żaden sposób nie mogą się ze sobą kojarzyć.
OdpowiedzUsuńRozwaliło mnie stwierdzenie, że Way'owie są do siebie tak bardzo podobni. Niby te same geny, ale jednak wyglądają zupełnie inaczej. Cóż, fanfiction rządzi się własnymi prawami.
Ok, to teraz czas na czepianie się. Nie ma tego dużo - 'Na ogół nie zwykł' - jedno albo drugie. Jakoś tego za dużo jest. Dalej to już zdecydowanie tylko moja fanaberia. Myślę sobie, że ta wiadomość od Mikey'a jest strasznie melodramatyczna.
Weny życzę :>
~ Rat
O Boże... Kocham komiksy Hedache ♥♥♥ Są niesamowite ^^ No rzeczywiście... coś w tym Majkim jest :D Rozwaliła mnie ta konspira cała. Czytałaś War, albo może widziałaś Misery? XD Na podstawie książki Kinga? :D To własnie skojarzyło mi się z takim biednym Majkim siedzącym w zamknięciu i psychopatyczną matką, która jest w stanie go uszkodzić dla jego 'dobra' XDD
OdpowiedzUsuńWszystko cacy :P Czekam na nexta :]
Hm...nie wiem dlaczego, ale ten rozdział brzmi znajomo :D.
OdpowiedzUsuńA tak na serio, to nie ma za co i ten...wreszcie się ruszyłam, żeby dodać komentarz xD.
P.S. Zgadzam się z Rat, zjebałam to xD. Wyszło jak z opery mydlanej, ale whatever.
P.S. To, co napisałaś o mnie w "Writers" = <3 ^_^
OdpowiedzUsuńWzruszyłyście mnie... Naprawdę, po raz pierwszy od bardzo dawna oczy mi się lekko zaszkliły i to nie z powodu smutku, tylko szczęścia. To opowiadanie zawiera w sobie tyle emocji, że po prostu ja sama nie potrafię ich w sobie pomieścić podczas czytania. Ta cała sytuacja z Mikey'em... Cóż, mam nadzieję, że chłopak niedługo w jakiś magiczny sposób wyzdrowieje i nie będzie już tak dużo chorował, a Gerard po skończeniu szkoły odwiedzi go i... przy okazji Franka też. Czyli romansik zakwitnie! Yaaay! Tak, wiem, za bardzo wybiegam w przyszłość, ale nie moja wina, że mam pewne plany co do tego opko. Mimo, że nie jest moje, to wymyślam sobie zakończenia xD Głupie to, ale mi pasuje. Tak, czy inaczej, niezależnie od tego co napiszecie z pewnością będzie to cudowne, więc czekam... czekam z niecierpliwością na next'a *____*
OdpowiedzUsuńXoXo
Naprawdę dobry rozdział. Spodobał mi się. Czytało się szybko, ale bardzo przyjemnie, a Mikey nie wydawał mi się jakąś nienaturalnie przejaskrawioną osobą, był bardzo dobrze przedstawiony. I ogólnie... choleraaaaa! Świetne, fajne, w porządku oraz inne piękne zwroty, które są w stanie to opisać, ale mnie po prostu nie chce się ich używać xD Całość wydawała mi się bardzo naturalna, wręcz jakby historia rozgrywała się normalnie mieszkanie obok! *w* Nie powiem, siedziałabym wtedy z popcornem przed drzwiami, oczekując na dalszy rozwój wydarzeń... I teraz też czekam! Z jęzorem wystawionym przed monitorem, kubkiem kawy oraz dodatkową parą okularów na wszelki wypadek xD Nom, weny życzę ~
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - niezmiernie przepraszam Was, że nie napisałam komentarza we wcześniejszym rozdziale. Ja biedna, szlaban dostałam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ^^
OdpowiedzUsuńRozdział zdecydowanie lepszy niż wcześniejszy. Nie chodzi mi o to, że był zły, czy coś, ale jakoś tutaj wydawało mi się, że w tym wszystko szybciej się toczy... Nieważne, przecież i tak oba mi się podobały :D
Niecierpliwie wyczekuję jednak chociażby spotkania się chłopaków, bo te rozmowy przez internet mi już nie wystarczają. No dobra, może troszkę przesadzam.
Podobał mi się Mikey w tym rozdziale. Trochę mnie przeraża jego sposób podejścia do matki, ale co ja tam mogę wiedzieć, najwidoczniej nieprzewidywalna kobieta.
Będę się żegnać, lecz to wcale nie oznacza, że nie będę z niecierpliwością wyczekiwać 13 rozdziału :*
P.S. Mam taką wielką prośbę. Mogłaby któraś z Was wyłączyć weryfikację obrazkową? Bo nienawidzę męczyć się z odczytywaniem tych literek. A i jeszcze możecie ustawić, żeby komentarze mogli dodawać anonimowi. Niektórym się po prostu nie chce zakładać konta, a przecież dobry jest każdy komentarz.
Pani życzenie zostało spełnione c:
Usuńejjjjjj... Kiedy będzie następny rozdział? Mam wrażenie, jakbym czekała wieczność -,- Proszę, dodajcie 13! Błagam *.*
OdpowiedzUsuń