are you strong enough to stand protecting both, your heart and mine?
Florence + The Machine ~ Heavy In Your Arms
Pędzle,
oczyszczone i idealnie poukładane według grubości leżały przygotowane
na stole, podobnie jak wszystkie jego farby. Nie liczył na konkretne
mieszaniny; zebrał wszystko co znalazł, bowiem nie wiedział, jakie będą
mu potrzebne. Odrzucił jedynie od razu wszystkie akrylowe, stawiając na
te olejne – bardziej odpowiadała mu ich struktura i efekt, jaki dawały
na płótnie. Wiadomo, jako student malarstwa musiał mieć w zanadrzu
niemal każdy rodzaj farb, jednak głównie skupiał się na tych
konkretnych. Po prostu obraz namalowany nimi w miarę dawał mu
satysfakcję. Chociaż satysfakcja w tym przypadku była pojęciem czysto
względnym...
Umocował
czyste, średniej wielkości płótno na jasnobrązowej sztaludze, w takiej
części pokoju, żeby padało na nią światło. Szczerze? Zupełnie
improwizował. Jak już większość wiedziała, nigdy nie miał przyjemności
malowania aktu, do którego pozowała żywa osoba i pomimo, że wiedział, iż
ten pierwszy raz kiedyś nastąpi, na pewno nie spodziewał się, że będzie
to w takiej formie. I że pozować będzie dojrzała kobieta, która w
dodatku miała skłonności do podrywania go. A myślał, że kryzys wieku
średniego dotyka tylko mężczyzn... No nic. Nawet nie miał pojęcia, jak
bardzo się mylił. Zresztą, jak już zauważył – Danielle nie była taką
sobie, ot, przypadkową kobietą, jedną z wielu. Była inna. Był pewien, że
ten akt będzie jedyny w swoim rodzaju. Mimo to i tak ogarniał go
strach.
Przypadkiem
przewrócił słoiczek z czerwoną farbą, która rozlała się po podłodze
tworząc dziwną, jakby krwawą kałużę. Zatrzymał na niej wzrok,
obserwując, jak wnika powoli w otwory między starymi panelami. Gdy
uświadomił sobie, skąd u niego takie nagłe zainteresowanie rozlaną
farbą, od razu sięgnął po coś, czym mógłby się tego pozbyć. Już jakiś
czas temu zauważył, że jego fascynacja krwią jest... Chora. Wprawdzie,
jak na osobę ze skłonnościami masochistycznymi, regularnie się
okaleczającą, nie było to nic dziwnego, ale... W końcu co najmniej osiem
na dziesięć osób reaguje na krew negatywnie, a on? On... zachwycał się
nią. Mógł godzinami przyglądać się, jak spływa po jego przedramionach,
po dłoniach, wzdłuż palców by w końcu wpłynąć na porcelanową
powierzchnię umywalki. Ponownie nacinał ciało w kolejnych miejscach,
byle tylko jakaś jej mała część, którą organizm szybko wytworzy, jeszcze
raz mogła wydostać się poza jego wnętrze, wręcz chciał...
Potrząsnął
głową, czując jak kilka chusteczek, którymi starał się zetrzeć farbę
przemaka pod jego palcami, plamiąc je szkarłatnym kolorem. Westchnął,
tracąc cierpliwość do samego siebie, biorąc kolejne chusteczki. Teraz
miał ważniejsze zajęcia niż tworzenie sobie kolejnych ran, blizn,
których, czy tak czy tak, nie brakowało mu na całym ciele. Miał je na
rękach, ramionach i innych, mniej widocznych częściach ciała.
Pozbył
się brudnych chusteczek, kierując szybkim krokiem do łazienki.
Podciągnął rękawy bluzy i dokładnie umył poplamione dłonie Wtedy właśnie
po raz kolejny przypomniał sobie, co go czeka w najbliższym czasie i
już dłużej nie roztrząsał sprawy krwi.
Dochodziła
piętnasta, a pani Winfold nadal się nie zjawiała. Zaprzestał chodzenia w
tą i w tamtą po pokoju, na rzecz opadnięcia na łóżko i zwinięcia się w
kłębek. Była dopiero piętnasta. Dopiero. A on najchętniej już położyłby
się spać i nie wstawał... Na dobrą sprawę wcale. Tak, miał wyjątkowo
optymistyczne podejście do życia. Po niewielkim pokoju rozległ się
dźwięk stukania do drzwi. Wypuścił powietrze ze świstem, po czym
dźwignął się najpierw do siadu, by szybko wstać. Musiał teraz otworzyć
te przeklęte drzwi, wpuścić kobietę do środka, pozwolić jej się
przygotować... Czuł, jak ręce mu drżą niemiłosiernie. Gerard, spokojnie,
powiedział sam do siebie, próbując dodać sobie otuchy. Wziął kilka
głębokich wdechów, przekręcił klucz w zamku i nacisnął klamkę.
Jego
oczom ukazała się pani Danielle, trzymająca mocno swoją czarną torebkę.
Niezapięty, czarny płaszcz odsłaniał znajdującą się pod spodem ciemną
sukienkę, opinającą się na jej dobrze zachowanym ciele, eksponującą nie
tak małe piersi. Przygryzł dolną wargę. Damskie atuty onieśmielały go w
każdej postaci. Uśmiechnął się lekko, robiąc kobiecie miejsce w
drzwiach.
- Witaj Gerdziołku, słoneczko ty moje – odparła wesoło, by na moment uścisnąć go przyjaźnie, następnie wchodząc do środka.
- Witaj Gerdziołku, słoneczko ty moje – odparła wesoło, by na moment uścisnąć go przyjaźnie, następnie wchodząc do środka.
- Dzień dobry - przywitał się nieśmiało, poprawiając włosy.
- No, to gdzie mam się rozebrać? - spytała zaraz wesoło, bez ogródek i zdjęła czarny, ozdobny kapelusz.
Zaczerwienił
się, w dodatku czując jak ciepło zalewa mu policzki. Tak, po raz
kolejny boleśnie dotarło do niego, że kobieta będzie przed nim pozowała
NAGO. Schował ręce do kieszeni. Nie, nie był gotowy. Ani trochę nie był
gotowy. Jednak zachowywał spokój. Taak, jebany ocean spokoju.
-
T-to... No, tutaj. A ja zaraz wrócę – sapnął, wycofując się z jasnego
pokoju, niemal biegiem zlatując na parter. Na szczęście nie miał w
planach ucieczki, po prostu potrzebował papierosa i kawy, jaka pewnie
również przydałaby się "nieśmiałej" pani Winfold.
Drżącymi dłońmi gotował wodę, wsypywał kawę do kubków i zalał ją wrzątkiem, mając wrażenie, że zaraz wszystko wyleci mu z rąk. Odganiał od siebie wszystkie myśli prowadzące do kobiety, mimo że wiedział doskonale o jej obecności w swoim pokoju. Nie był ostatecznie zadowolony, że zostawił ją tam samą. W swojej pracowni. W swoim osobistym miejscu. Nie, jego akademicka sypialnia nie była miejscem odpowiednim do malowania aktów. Powinien był zarezerwować salę na uczelni.
Ruszył w stronę pokoju, niosąc dwa kubki pełne mocnej kawy - jednej z niewielu porządnych i nadających się do spożycia rzeczy w akademiku. Ręce drżały mu do tego stopnia, że trochę gorącej cieczy wylądowało na schodach, tudzież na jego dłoniach, jednak nie przejął się tym specjalnie. Skupił się na dwóch kubkach, które trzymał, starając się nie wylać więcej kawy. Nijak mu to wychodziło. Krople złośliwego kofeinowego napoju raz po raz lądowały na szarych płytkach pokrywających schody. Gerard nie mógł uwierzyć, że aż tak bardzo trzęsły mu się ręce.
Gdy dotarł do pokoju, otworzył drzwi łokciem, nieśmiało wchodząc do środka. Początkowo nie rozglądał się za kobietą, postawił jedynie kubki na szafce, dopiero wtedy lustrując wzrokiem pokój. Pani Winfold siedziała na brzegu łóżka, owinięta niedbale kocem, patrząc na niego pytająco. No tak. Pewnie oczekiwała jakiegoś odzewu z jego strony, szkoda tylko, że on nie był w stanie powiedzieć niczego. Pokiwał głową, oblizując nerwowo wargi. Sięgnął po pędzel, do tej pory leżący grzecznie wśród farb i innych przyborów, niekoniecznie mających mu się przydać tym razem. Przesunął palcami wzdłuż trzonka niezbyt grubego pędzelka, zatrzymując opuszki na skuwce, następnie zerkając zza płótna na Danielle.
- Yyy... To... może się pani położy, albo coś? - zasugerował nieśmiało, sięgając po kubek z kawą, drugi podsuwając uprzednio kobiecie.
Danielle uśmiechnęła się do niego, zsuwając z ramion fioletową tkaninę, następnie układając się wygodnie na poduszkach, które pokrywały znaczną część Gerardowego łóżka. Jej pozycja była zupełnie przystępna – nie pokazywała zbyt wiele, a również nie zakrywała wszystkiego. Gerard starał zachowywać się naturalnie, w końcu widok kobiecych piersi nie był jeszcze końcem świata. Przynajmniej tak próbował sobie wpoić do głowy.
Drżącymi dłońmi gotował wodę, wsypywał kawę do kubków i zalał ją wrzątkiem, mając wrażenie, że zaraz wszystko wyleci mu z rąk. Odganiał od siebie wszystkie myśli prowadzące do kobiety, mimo że wiedział doskonale o jej obecności w swoim pokoju. Nie był ostatecznie zadowolony, że zostawił ją tam samą. W swojej pracowni. W swoim osobistym miejscu. Nie, jego akademicka sypialnia nie była miejscem odpowiednim do malowania aktów. Powinien był zarezerwować salę na uczelni.
Ruszył w stronę pokoju, niosąc dwa kubki pełne mocnej kawy - jednej z niewielu porządnych i nadających się do spożycia rzeczy w akademiku. Ręce drżały mu do tego stopnia, że trochę gorącej cieczy wylądowało na schodach, tudzież na jego dłoniach, jednak nie przejął się tym specjalnie. Skupił się na dwóch kubkach, które trzymał, starając się nie wylać więcej kawy. Nijak mu to wychodziło. Krople złośliwego kofeinowego napoju raz po raz lądowały na szarych płytkach pokrywających schody. Gerard nie mógł uwierzyć, że aż tak bardzo trzęsły mu się ręce.
Gdy dotarł do pokoju, otworzył drzwi łokciem, nieśmiało wchodząc do środka. Początkowo nie rozglądał się za kobietą, postawił jedynie kubki na szafce, dopiero wtedy lustrując wzrokiem pokój. Pani Winfold siedziała na brzegu łóżka, owinięta niedbale kocem, patrząc na niego pytająco. No tak. Pewnie oczekiwała jakiegoś odzewu z jego strony, szkoda tylko, że on nie był w stanie powiedzieć niczego. Pokiwał głową, oblizując nerwowo wargi. Sięgnął po pędzel, do tej pory leżący grzecznie wśród farb i innych przyborów, niekoniecznie mających mu się przydać tym razem. Przesunął palcami wzdłuż trzonka niezbyt grubego pędzelka, zatrzymując opuszki na skuwce, następnie zerkając zza płótna na Danielle.
- Yyy... To... może się pani położy, albo coś? - zasugerował nieśmiało, sięgając po kubek z kawą, drugi podsuwając uprzednio kobiecie.
Danielle uśmiechnęła się do niego, zsuwając z ramion fioletową tkaninę, następnie układając się wygodnie na poduszkach, które pokrywały znaczną część Gerardowego łóżka. Jej pozycja była zupełnie przystępna – nie pokazywała zbyt wiele, a również nie zakrywała wszystkiego. Gerard starał zachowywać się naturalnie, w końcu widok kobiecych piersi nie był jeszcze końcem świata. Przynajmniej tak próbował sobie wpoić do głowy.
Teoretycznie
nie miał specjalnych powodów, by aż tak przejmować się tym aktem. Miał
talent, a rysowanie, czy w tym przypadku malowanie ciał nie sprawiało mu
większych problemów. Fakt, że nigdy wcześniej nikt przed nim nie
pozował, ale... To raczej nie tutaj leżał problem i jego początkowa
niechęć do propozycji pani Winfold. Kłopotem była bowiem orientacja
Gerarda. Niewielkie grono osób znało go na tyle, aby mogli się
dowiedzieć o jego homoseksualności, a na dobrą sprawę wiedziała o tym
tylko jedna osoba – Cherlyn. I powiedział jej o tym tylko po to, by nie
umawiała go ze swoimi koleżankami. Jednocześnie chciał być pewien, że
nikt więcej się od niej o tym nie dowie.
Kwestia jego orientacji nie była sama w sobie jakąś trudnością. To, że nie potrafił wyobrazić sobie siebie w związku z kobietą nie było postrzegane przez niego jako coś strasznego czy zaraz koniec świata. Kobiety uważał za naprawdę świetne istoty, widząc w nich jedynie potencjalne znajome i koleżanki. Nie miał wobec nich żadnych awersji, ba, można by powiedzieć, że lubił spędzać z nimi czas. W końcu, biorąc chociażby taką Cher – było mu o wiele prościej, mogąc porozmawiać z nią na luzie o jakimś przystojnym chłopaku z uczelni i wcale nie żywił do dziewczyny urazy, że tamten prędzej zainteresowałby się właśnie nią, aniżeli nim. Każdą kobietę szanował tak, jak należało. Czasem nawet bardziej, niż przeciętny heteroseksualny mężczyzna. Nie miał powodu, by traktować je inaczej niż mężczyzn i nie podobało mu się, gdy ktoś mówił o nich źle. Kobieta zawsze miała być płcią piękną, o którą mężczyzna powinien się troszczyć – tak uważał i tego się trzymał, nawet jako stuprocentowy gej.
I właśnie ze względu na to, że nigdy nawet nie planował zobaczyć kobiety nago, cała sprawa z panią Winfold przysporzyła mu trochę trudu.
Zlustrował kobietę wzrokiem. Leżała na jego łóżku w taki sposób, że ciemne, średniej długości loki opadały lekko na jej ramiona, pokrywając częściowo również pościel. Przyglądnął się uważniej jej twarzy, zastanawiając się, jak zobrazować ją na płótnie. Duże szare oczy komponujące się z różowymi ustami i uwydatnionymi kośćmi policzkowymi dawały wrażenie, że kobieta była dziesięć lat młodsza niż w rzeczywistości. W dodatku odznaczała się ciałem, jakiego nie jedna dwudziestka mogłaby jej pozazdrościć. Smukła szyja ustępowała kobiecym ramionom, poniżej których widniały odznaczające się na bladej skórze obojczyki. Mogła się pochwalić również niemałym biustem, wyglądającym rewelacyjnie, i o wiele lepiej niż ktokolwiek by się spodziewał po blisko czterdziestolatce. Gerard stwierdził, że nie ma złego co by na dobre nie wyszło – w końcu nie malował Danielle dla własnej przyjemności, z jaką robiliby to chociażby jego koledzy z roku, a po to, by przeżyć kolejny miesiąc i trochę sobie odłożyć. Bez słowa zabrał się za malowanie.
Kwestia jego orientacji nie była sama w sobie jakąś trudnością. To, że nie potrafił wyobrazić sobie siebie w związku z kobietą nie było postrzegane przez niego jako coś strasznego czy zaraz koniec świata. Kobiety uważał za naprawdę świetne istoty, widząc w nich jedynie potencjalne znajome i koleżanki. Nie miał wobec nich żadnych awersji, ba, można by powiedzieć, że lubił spędzać z nimi czas. W końcu, biorąc chociażby taką Cher – było mu o wiele prościej, mogąc porozmawiać z nią na luzie o jakimś przystojnym chłopaku z uczelni i wcale nie żywił do dziewczyny urazy, że tamten prędzej zainteresowałby się właśnie nią, aniżeli nim. Każdą kobietę szanował tak, jak należało. Czasem nawet bardziej, niż przeciętny heteroseksualny mężczyzna. Nie miał powodu, by traktować je inaczej niż mężczyzn i nie podobało mu się, gdy ktoś mówił o nich źle. Kobieta zawsze miała być płcią piękną, o którą mężczyzna powinien się troszczyć – tak uważał i tego się trzymał, nawet jako stuprocentowy gej.
I właśnie ze względu na to, że nigdy nawet nie planował zobaczyć kobiety nago, cała sprawa z panią Winfold przysporzyła mu trochę trudu.
Zlustrował kobietę wzrokiem. Leżała na jego łóżku w taki sposób, że ciemne, średniej długości loki opadały lekko na jej ramiona, pokrywając częściowo również pościel. Przyglądnął się uważniej jej twarzy, zastanawiając się, jak zobrazować ją na płótnie. Duże szare oczy komponujące się z różowymi ustami i uwydatnionymi kośćmi policzkowymi dawały wrażenie, że kobieta była dziesięć lat młodsza niż w rzeczywistości. W dodatku odznaczała się ciałem, jakiego nie jedna dwudziestka mogłaby jej pozazdrościć. Smukła szyja ustępowała kobiecym ramionom, poniżej których widniały odznaczające się na bladej skórze obojczyki. Mogła się pochwalić również niemałym biustem, wyglądającym rewelacyjnie, i o wiele lepiej niż ktokolwiek by się spodziewał po blisko czterdziestolatce. Gerard stwierdził, że nie ma złego co by na dobre nie wyszło – w końcu nie malował Danielle dla własnej przyjemności, z jaką robiliby to chociażby jego koledzy z roku, a po to, by przeżyć kolejny miesiąc i trochę sobie odłożyć. Bez słowa zabrał się za malowanie.
~ ~
Obraz
w rezultacie poszedł mu świetnie. Wszystkie kolory zmieszał ze sobą
poprawnie, nadając malowidłu naturalnych barw i cieni. Postać wyszła
tak, jak sobie zaplanował, zaznaczył każdy szczegół, który powinien był
zaznaczyć. Widać było, że klientka również była zadowolona – nie musiał
pytać, czy się jej podoba, ponieważ sama zapewniła go o tym przynajmniej
z dziesięć razy i najchętniej zabrałaby dzieło od razu ze sobą, jednak
Gerard wytłumaczył jej ze szczegółami, że praca musi najpierw całkowicie
wyschnąć.
Gdy już pożegnał się z Danielle, posprzątał pokój z walających się wszędzie farb i pędzli, oraz doprowadził samego siebie do porządku. Usiadł na łóżku, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Ten dzień był inny niż wszystkie. Dynamiczny i pełen energii, która rzadko kiedy spotykała go w jego życiu w tak dużej dawce. Czas spędzony z panią Winfold upłynął mu naprawdę miło, szybko i bez większych komplikacji. Po tym, jak skończył malować i został wielokrotnie pochwalony, jeszcze długo siedzieli na łóżku, pijąc zimne kawy i rozmawiając. Zerknął na zegarek. Dochodziła północ, a on był absolutnie padnięty.
Przez dłuższą chwilę chciał sięgnąć po laptopa, wiedząc, że zapewne mógłby porozmawiać z Frankiem. Ich rozmowy również były bardzo dynamiczne, zazwyczaj zmieniały jego dzień o sto osiemdziesiąt stopni. Frank był po prostu inny, niż wszyscy. Zdawał się rozumieć go; mimo że znali się z kilku rozmów, Gerard czuł, że mógłby mu powiedzieć o sobie wszystko bez większego trudu. Postać chłopaka zawsze działała na niego dobrze – niejednokrotnie skłaniając go do późniejszych długich i wyczerpujących przemyśleń. Natomiast brak tych rozmów nie działał na niego najlepiej. A nie rozmawiali już od całych trzech dni. Potrzebował tej rozmowy, jednak czuł, że kończyny nie pozwolą mu nawet sięgnąć po laptopa.
Zdjął z siebie spodnie, jedyne odzienie jakie na nim pozostało i zakopał się pod kołdrą, robiąc krótkie podsumowanie dnia. Przede wszystkim ten dzień był zdecydowanie lepszy od poprzedniego; noc również, bo przynajmniej w całości spędził ją we własnym łóżku, a nie na kafelkach w łazience. Następnie – przełamał pewną barierę wewnątrz siebie i namalował kobiecy akt, wzorując się na żywej i bardzo wymagającej modelce. Uśmiechnął się, gasząc światło. Był z siebie dumny. Ostatnim plusem była oczywiście zarobiona kwota. Za te pieniądze, jak i zarobione dwa dni wcześniej w galerii mógł przeżyć co najmniej dwa miesiące, pozwalając sobie dodatkowo na małe oszczędności, co znaczyło, że jego kolekcja farb albo przyborów do szkicowania znacznie się powiększy.
Gdy już pożegnał się z Danielle, posprzątał pokój z walających się wszędzie farb i pędzli, oraz doprowadził samego siebie do porządku. Usiadł na łóżku, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Ten dzień był inny niż wszystkie. Dynamiczny i pełen energii, która rzadko kiedy spotykała go w jego życiu w tak dużej dawce. Czas spędzony z panią Winfold upłynął mu naprawdę miło, szybko i bez większych komplikacji. Po tym, jak skończył malować i został wielokrotnie pochwalony, jeszcze długo siedzieli na łóżku, pijąc zimne kawy i rozmawiając. Zerknął na zegarek. Dochodziła północ, a on był absolutnie padnięty.
Przez dłuższą chwilę chciał sięgnąć po laptopa, wiedząc, że zapewne mógłby porozmawiać z Frankiem. Ich rozmowy również były bardzo dynamiczne, zazwyczaj zmieniały jego dzień o sto osiemdziesiąt stopni. Frank był po prostu inny, niż wszyscy. Zdawał się rozumieć go; mimo że znali się z kilku rozmów, Gerard czuł, że mógłby mu powiedzieć o sobie wszystko bez większego trudu. Postać chłopaka zawsze działała na niego dobrze – niejednokrotnie skłaniając go do późniejszych długich i wyczerpujących przemyśleń. Natomiast brak tych rozmów nie działał na niego najlepiej. A nie rozmawiali już od całych trzech dni. Potrzebował tej rozmowy, jednak czuł, że kończyny nie pozwolą mu nawet sięgnąć po laptopa.
Zdjął z siebie spodnie, jedyne odzienie jakie na nim pozostało i zakopał się pod kołdrą, robiąc krótkie podsumowanie dnia. Przede wszystkim ten dzień był zdecydowanie lepszy od poprzedniego; noc również, bo przynajmniej w całości spędził ją we własnym łóżku, a nie na kafelkach w łazience. Następnie – przełamał pewną barierę wewnątrz siebie i namalował kobiecy akt, wzorując się na żywej i bardzo wymagającej modelce. Uśmiechnął się, gasząc światło. Był z siebie dumny. Ostatnim plusem była oczywiście zarobiona kwota. Za te pieniądze, jak i zarobione dwa dni wcześniej w galerii mógł przeżyć co najmniej dwa miesiące, pozwalając sobie dodatkowo na małe oszczędności, co znaczyło, że jego kolekcja farb albo przyborów do szkicowania znacznie się powiększy.
Jedynym
minusem był fakt, że nie dał rady porozmawiać z Frankiem i opowiedzieć
mu o całym dniu, jednym z bardziej udanych ostatnimi czasy. Nie miał
jednak sposobności zadręczania się tym faktem. Zasnął, gdy tylko zamknął
oczy, przykładając głowę do poduszki.