środa, 20 lutego 2013

{007} Preparation to Fall


and when we come back, we’ll be dressed in black
Florence + The Machine ~ Spectrum

Wnętrze klubu było po brzegi wypełnione ludźmi. Przeciskali się między sobą, tłoczyli przy barze, zamawiając rozmaite trunki. Głośna, popowa muzyka wypełniała całe pomieszczenie, rozbrzmiewając w każdym jego zakątku od wejścia po najdalsze jego części. Ochrona pilnowała porządku, nie wpuszczając do środka byle kogo – lokal był raczej miejscem dla elitarnych studentów, którzy bawili się na całego w pełnym tego słowa znaczeniu.
Oprócz wszystkich przywilejów jakimi były bezpieczeństwo, towarzystwo i dobry alkohol, klub miał jeszcze coś, co wyróżniało go spośród innych – był to klub ze striptizem.
Gerard Way nie za bardzo miał pojęcie, co robił w takim miejscu. Wyginające się na rurach, skąpo odziane kobiety nie były tym, co chciałby oglądać i coraz ciężej mu z tym było. Jednak, jego znajomi nie mogli o niczym wiedzieć, więc dał się wyciągnąć. Wyjątkiem była rzecz jasna Cher, jednak ona zdawała się tym razem nie interesować jego zdaniem i wręcz skakała z radości, gdy Gerry zgodził się wyjść z JEJ przyjaciółmi. Tak, to należało podkreślić, gdyż on zwyczajnie nie miał przyjaciół. Wyjątkiem była Cherlyn i... Nie wiedział, czy może wymienić tutaj nawet Franka.
Nie był jakoś specjalnie towarzyski, ale w sumie lubił ich towarzystwo. Cherlyn była wspaniałą, opiekuńczą istotą, niezmiernie przejmującą się jego stanem; fizycznym jak i psychicznym. Niezwykle uparta, zazwyczaj stawiająca na swoim była dla niego idealną osobą do towarzystwa, potrafiła wyperswadować mu największe głupstwo. No, jeśli tylko o nim wiedziała, gdyż bywało, że celowo nie mówił jej o pewnych rzeczach.
- No siema! - Quentin objął mocno Gerarda i Cherlyn, przy okazji wychlapując nieco piwa ze swojej szklanki. Uśmiechał się do nich szeroko, machając swoją czarną czupryną, urozmaiconą zielonkawą grzywką spadającą mu na czoło. Jednym słowem – na kilometr było widać, że promienieje optymizmem i radością.
- Cześć, Queen. - Gerard odwzajemnił uśmiech, po czym napił się ze swojej szklanki. Było w niej Whisky z Coca Colą, jedyny napój, jaki tutaj zamawiał. 
Kolejnym członkiem ich skromnej "ekipy" był Quentin. Chłopak zupełnie oderwany od rzeczywistości, wiecznie chodził z głową w chmurach, niczym dziecko nieznające niebezpieczeństw świata. Zawsze rozładowywał nawet najcięższą atmosferę jakimś głupawym żartem czy też dobrą ripostą. Potrafił podnieść na duchu każdego, zarażał optymizmem wszystko, co znajdowało się w jego otoczeniu, momentami naprawdę bawił samego Gerarda.
- Eh, Gerard, ile razy ci mam powtarzać! “Quen”, nie “Queen”! Przez krótkie “e”! Jak... jak Quentin! - powiedział i demonstracyjnie machnął ręką, rozlewając jeszcze więcej piwa na i tak już lepką podłogę.
- Okej, Queenie, będę pamiętał – prychnął, a Cherlyn zachichotała.
- Gerry, z ciebie to naprawdę już nic nie będzie! – zaśmiał się i zaczął prowadzić ich do zarezerwowanego stolika.
- Słabo mi się robi od waszej głupoty - uznała dziewczyna, zajmując miejsce, a Victor usiadł obok niej.
- Ależ z Gerarda będą ludzie, Quen! Może nie jest do końca zdrowy, ale... - w tym momencie Way zgromił go wzrokiem, siadając naprzeciw z posiadaczem zielonej grzywki.
Victor był spokojnym chłopakiem z wielkimi ambicjami co do swojej przyszłości i tego, co robił i szczerze, imponowało to Way'owi. Chłopak był zarówno wiernym i oddanym kumplem, jak i przykładnym studentem i bez problemu rozdzielał sobie czas pomiędzy towarzystwo a naukę. Dość poważny, twardo stąpający po ziemi, wiele razy wyciągający pozostałych z tarapatów, jednocześnie umiejąc obrócić sprawę w żart.
- Nie obrażaj mojego ukochanego Gerarda! – powiedział Quen i zarzucił zdezorientowanemu ‘ukochanemu’ ręce na szyje, lecz po chwili puścił go, gdyż mina Gerarda skierowana do ich trzeciego kolegi nie wyrażała nic dobrego.
- "Ukochanego"? - Gee uniósł brwi - Ja czegoś nie wiem, Queenie?
- Oczywiście Gerardzie, nie wiesz jeszcze bardzo wielu rzeczy. Między innymi właśnie dlatego jesteśmy na studiach, co nie? – powiedział i usiadł wygodniej na klubowej kanapie, dopijając resztkę piwa z kufla.
- Tego po nim się nie spodziewałam... – szepnęła Cherlyn, pochylając się do Gee, z nieukrywaną nutą rozbawienia w głosie.
- Gerd, właściwie to co tam u ciebie, nie było cię przez dwa dni na wykładach, nawet Victor to zauważył! Rozumiesz, on? Zawsze z nosem w książce, a pytał o ciebie!
- Malowałem, uwaga, akt! - odparł chłopak dumnie. - Zazdrościsz, co?
- Żartujesz. – uważnie zmierzył towarzysza wzrokiem, odgarniając zieloną grzywkę za ucho.
- Nie, skarbie. - rozsiadł się na kanapie. - Jestem zupełnie poważny.
- Ładna chociaż? - Vic spojrzał z zainteresowaniem.
- Nie wasz interes - odparła Cher, zanim Gerd zdążył powiedzieć cokolwiek.
- Jak już zaczął się chwalić, to niech gada! W ogóle, Gerard coś mówi! Łał! Gerdu, to ty masz głooos? Zapiszę to wiekopomne wydarzenie w pamiętniku!
- No kurwa mać... - Gerard popatrzył na niego z byka. - Weź ty się lecz na nogi, bo na głowę to już za późno, Quen. Kobieta jak kobieta. Dojrzała. Ładna. Mówię, niech cię zazdrość żre.
- No żebyś wiedział, że mnie żre! Żre jak dzika świnia! – odparł i wybuchnął śmiechem, który udzielił się reszcie. Nawet Gerard nie mógł powstrzymać chichotu.
- Tak, świetne porównanie... - Victor uśmiechnął się. - Pociągała cię, Gerdu, my wiemy.
- Nie powiedziałbym... Ale podrywała, owszem. - udawał, że nie widzi zdziwienia pozostałych. - No co się tak gapicie, to tylko akt a nie przełomowe wydarzenie!
- No wiesz... - Vic popatrzył z powagą, poprawiając okulary. - Jak na ciebie...
- A, no tak. Przecież zapomniałem, skoro nie umiem mówić, to i do malowania aktów się nie nadaję. - Łypnął krzywo na Quentina.
- Ja nie mówię, że nie umiesz, ja mówię, że nie mówisz zbyt często, Gerry. A głos masz przecież świetny. Ej, przyniesie mi ktoś drugie piwo? Z tamtego prawie nic nie udało mi się wypić... Takie ździerstwo. – spojrzał z westchnieniem na pusty kufel.
- Tylko winny się tłumaczy – rzucił Way. - I sam sobie przynieś.
Quentin zerknął błagalnie na Victora, lecz tamten pokręcił głową.
- Nie chce mi się, stary.
Gerard uśmiechnął się.
- No, słyszałaś, Cher? Queenie chce, żebyś przyniosła mu piwo.
Po czym cała trójka wybuchła śmiechem, ignorując mordercze spojrzenie dziewczyny.

~ ~

- ...No, i tak to mniej więcej wyglądało – skończył Gerard, całkiem spokojnie, podpierając brodę na rękach wspartych łokciami o stół. Nie wyglądał na wyspanego, wręcz przeciwnie. Widać było po nim, że dopiero co wrócił z imprezy. - W zasadzie zabawa była przednia. Ej, ale nie patrz z takim zmartwieniem, to tylko siniak i zadrapanie. Trudno, żeby nic mi nie było, skoro jakiś typ walnął moją twarzą o ścianę. - chłopak zaśmiał się, nieco gorzko, ponownie dotykając rozcięcia powyżej kości nosowej, na szczęście nie złamanej. Jego prawy policzek promieniował bólem, ale szczerze nie było z nim tak źle, na jaki wyglądał.
Właśnie w takim stanie Gerard Way zazwyczaj wracał z imprez.
Od ich ostatniej, długiej rozmowy pełnej łez i pocieszania minął nieco ponad tydzień, o ile nie mniej. Wrzesień już jakiś czas temu odszedł w zapomnienie, robiąc miejsce słonecznym, acz krótkim październikowym dniom. Słońce coraz szybciej chowało się za horyzont, a dni stawały się chłodne bardziej, z każdym zachodem. Przez minione siedem dni rozmawiali ze sobą codziennie. Gerard w delikatny sposób dowiedział się o Franku wielu kluczowych jak i nieszczególnie ważnych faktów, jednak wyraźnie nie były aż tak ważne, skoro większość już uleciała mu z głowy. Miał dziwne wrażenie, że to przez alkohol z dzisiejszej imprezy.
Przeniósł wzrok na Franka, który mimo dobrego nastroju wyglądał na zmartwionego, prawdopodobnie jego stanem fizycznym. Cieszyło go to po części, jednak z drugiej strony nie chciał, żeby Frank martwił się jego byle siniakami czy raną, które w dodatku nabył ze swojej własnej głupoty.
Chociaż... Przecież Frank miał prawo się tym przejąć, zazwyczaj tak reaguje się, gdy komuś kogo lubisz stanie się krzywda. Ta myśl poraziła Way'a na kilka chwil. Wychodziło na to, że ten chłopaczek naprawdę go lubił. Było to dość miłe, acz również oszałamiające odkrycie.
Frank odziany w bluzę z nieco za długimi rękawami ujął w dłonie kubek z herbatą i przystawił go do suchych ust, wypijając kilka łyków.
- Trzeba było ich zaczepiać? - spytał cicho. - Przecież to głupie.
- Wiesz... To w sumie było tak: Ten co rozwalił mi twarz siedział z jakimś chłopaczkiem przed klubem i palił sobie papieroska. Taki typowy szpaner. My wtedy wychodziliśmy, a ten jego kolega przepchał się i nas wyminął, siadając koło tamtego. I zaczyna mu tak z ekscytacją opowiadać "wiesz, stary, zaszedłem go od tyłu i zaliczyłem ten level normalnie!". A ja? Kurde, nie mogłem się powstrzymać i wypaliłem do kolesia coś w stylu, że to smutne w tym wielu zaliczać tylko levele w grze... No to się zaczęło. Quentin wybuchł śmiechem, tamci wstali, jakieś gadki, to im Queenie przyłożył, tyle... tyle że oni oddali. - zawył cichutko ze śmiechu. - Żebyś ty widział jaka Cher była wkurwiona, to byś się uśmiał. Taka dama, poważna, a tu jej kumple się leją z jakimiś mięśniakami... No i właśnie gdy chciała mnie odciągnąć, zaliczyłem kolizję ze ścianą. - spoważniał, wracając do macania nosa. - Boolii.
- Gerard... powinieneś starać się być mniej wrażliwy na ludzi, a bardziej na świat... Mogłoby ci to wyjść na zdrowie - szepnął niepewnie i odstawił naczynie. Tradycyjnie skrzyżował nogi na siedzisku i z cichym westchnięciem oparł się o oparcie.
- A w którym miejscu ja jestem wrażliwy na ludzi? - zerknął zdziwiony. - Ponadto, miałeś wyjaśnić mi, czym jest moja rzekoma głębia.
Frank zmarszczył czoło w geście niezadowolenia.
- To się czuje, Gerardzie. Przez twoje bycie przewijały się morza różnych idiotów, płytkich, takich, że jak wpłynąłeś w nich, natykałeś się na tylko mieliznę. W sumie... z ludźmi to jak z morzami. Niektórzy słodsi, inni słoni, jedni płytcy, drudzy głębocy. Ty też jesteś morzem. Morzem uczuć, emocji, strachu i bólu. Rozbijasz tych, którzy próbują wkraść się do twojego wnętrza, zbyt na ciebie wpłynąć. Tolerujesz tylko nielicznych, którym pozwalasz przepłynąć, lecz nikogo nie wpuszczasz zbyt daleko. Jesteś głębią, która może dać bezpieczeństwo, a jednocześnie ciemność i śmierć. To jest ta twoja głębia.
- I ty mówisz, że to proste? - parsknął, oszołomiony. - Gadasz jak jakiś filozof.
- Przepraszam, nie chciałem żeby tak wyszło. Wiesz... po prostu gdy większość życia spędzasz sam ze sobą, masz dużo czasu na myślenie.
- Ale to właśnie bardzo dobrze. Bardzo dobrze, Frank. Widzę, że wiele możesz mnie jeszcze nauczyć.
- Ja? - spytał lekko zdumiony. - Ja miałbym uczyć ciebie? Czego niby? Co ja potrafię, czego ty nie potrafisz? Może zdobywać nienawiść wszystkich dookoła nic nie robiąc?
- Frank... - westchnął przeciągle. - Nie zdobywasz niczyjej nienawiści. Oni... Oni po prostu nie są w stanie nas zrozumieć, wiesz?
- Ludzie boją się tego, czego nie umieją zrozumieć. - potarł dłońmi ramiona. Było mu zimno, z resztą nie miał w domu włączonego ogrzewania. Ojciec uznał za rzecz zbyteczną płacenie za komfort syna.
- Wiem. I nawet nie starają się czegokolwiek zrozumieć, wiesz? Co nie zmienia faktu, że jesteś naprawdę mądry.
- Moja matka mówiła mi, abym starał się być mądry. Chociaż to trochę głupie ale... nie mówmy o tym. Nie lubię...
Gerarda zaniepokoiło zachowanie Franka, jednak nie dał tego po sobie poznać. Mimo to, widok spiętego i speszonego chłopaka, wciąż zmartwionego i jakby smutnego tym razem zmatwił jego. Frank powiedział coś o swojej mamie. Way pomyślał, że to pewnie przez to nie skończył, bo mimo, że nie wiedział o sprawie za dużo, czuł, że coś w tym miejscu było nie tak.
- Spokojnie, Frankie. Rozumiem. Porozmawiamy o czymś innym, dobrze?
- Z chęcią... ale poczekaj chwilkę, muszę iść po jakiś koc, bo zamarznę tutaj. - wstał z krzesła i wyszedł za drzwi.
Wrócił owinięty w spory koc, którego część ciągnęła się po podłodze. Usiadł przed monitorem i wysilił się na niezbyt szczery uśmiech.
- Ok, dobra. To o czym rozmawiamy?
- Nie jestem w tym zbyt dobry ale... nie rozłączaj się. Trochę potrzebuję z tobą pobyć.
- Dobrze. Wiesz... Mógłbyś mi coś opowiedzieć, bo... Zazwyczaj to ja mówiłem o sobie... - Gerard zarumienił się.
- O mnie? - Frank zmarszczył brwi i westchnął. Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiednimi słowami. - Może... jest coś co chciałbyś o mnie wiedzieć? Coś cię szczególnie interesuje? Nie uważam się za kogoś specjalnie barwnego.
Way uśmiechnął się lekko.
- Wszystko. Wszystko mnie interesuje. To, co możesz mi powiedzieć.
- Nie wiem... moje życie jest... nie jest... to nie jest rzecz, którą można komuś ot tak opowiedzieć, Gerry. To boli, naprawdę, cholernie boli, że gdy przychodzi mówić ci o codzienności, braknie ci słów. Najchętniej to zapomniałbym o wszystkim, zniknął, byleby nie było dnia. Ale jestem bo... obiecałem. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.
- Czasem lepiej jest jednak odpuścić, niż tyle się męczyć... Co nie znaczy, że nie postępujesz słusznie. To znaczy, że jesteś lojalny, Frank. Lojalność to ważna cecha. - zerknął na zegarek, dochodziła szósta rano. - Jak ty chcesz dziś iść do szkoły, hm? Nie spałeś ani godziny...
- I tak tyle snu mi nic nie da. Dziś mam tylko pięć lekcji, spokojnie, dam radę. Wypiję kawę i będzie dobrze.
- Wiesz co? Jesteś naprawdę silny, Frankie. Przeciętny człowiek na twoim miejscu już dawno by wykitował. I widzę to, mimo że pewnie nawet w jednej setnej nie wiem, co sprawia, że tak się czujesz. I nie wymagam, żebyś mi mówił. Po prostu... - urwał, spuszczając wzrok.
- Dokończ to, co chciałeś powiedzieć.
Spojrzał na niego nieśmiało.
- Po prostu chcę dla ciebie jak najlepiej – odparł twardo i poważnie.

- Dziękuję ci. Dziękuję ci za wszystko. - odpowiedział Frank i rozłączył się, jak to miał w zwyczaju.
Nie lubił pożegnań.

~ ~

No to macie dzieci napalone siódemkę i się cieszcie. Osobiście bardzo lubię ten rozdział, więc mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. ~War
Don't cry, już poprawione ;) + czy tylko mi Queen kojarzy się z Drag Queen? XD ~Zombies
nie, nie tylko |D ~War

8 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza? Jak miło :D
    Zdecydowanie najzajebistszy rozdział pod słońcem! Kocham te filozoficzne gadki Frania, jego porównanie ludzi do morza kompletnie mnie rozbroiło. Kata chce więceeeeeeeeej! Rozpłynęłam się, pływam w morzu rozkoszy i to tylko i wyłącznie dzięki wam!
    Nie lubię czepiać się szczegółów, ale myślę, że powinnyście poprawić to i owo.
    ''Głośna, popowa muzyka wypełniała całe pomieszczenie, rozbrzmiewając w każdym jego zakądku od wejścia po najdalsze jego części. ''.
    Źle napisane jest zakądku, powinno być zakąTku.
    ''lokal był raczej miejscem dla elitarnych studentów, którzy bawili się na całego w pełnym tego słowa znaczniu.''
    Literówka. znaczeniu, jest bez ''e''.
    ''w tym momencie Way zgromił go wzrokiem, siadając naprzeciw z posiadfaczem zielonej grzywki.''
    Kolejna literówka. ''podiadfaczem''.
    To by było na tyle. Mam nadzieję, że rozdział następny pojawi się szybko i nie będę musiała zwijać się z ciekawości. Kocham to opowiadanie, po prostu za nim szaleję! Eh... co wy z ludźmi robicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ou... przepraszam, jeszcze jedna literówka.
      ''Wrzesień już jakiś czas temu odszedł w zapomnienie, robiąc miejsce słonecznym, acz którkim październikowym dniom.''
      Chodzi mi tu o wyraz ''którkim''.
      W każdym razie pomimo tych kilku literówek rozdział jest jak najbardziej na szóstkę z dużym plusem!

      Usuń
  2. A żebyście wiedziały, że jestem napalonym dzieckiem (szczególni na wasze rozdziały) i...I bożebożeboże! Tak długo nic tu się nie pojawiało (a może mi się tylko wydaje), że...Że tak bardzo się stęskniłam i dosłownie w kilka minut pochłonęłam cały rozdział, który, jakżeby inaczej, bardzo mi się spodobał! Razem tworzycie cuda nad cudami (nie mówię, że osobno jest gorzej, ale po prostu jestem zakochana w tym opowiadaniu *u*) A scena, w której mówili, że "inni ich nie rozumieją i się ich boją" skojarzyła mi się z Salą Samobójców. Ale to tam takie moje zdanie...Ważniejsze jest to, że...Jesteście naprawdę cudowne <3 Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój internet postawił sobie za szczytny cel dobicie mnie dzisiejszego dnia... jestem strasznie wkurwiona. Nawet straszniej niż strasznie, no ale nic, grunt, że już wszystko się ładnie otwiera i mogłam przeczytać.
    Rozdział jak rozdział. Dobry jak zawsze. Nie sądziłam,że Cher uda się kiedykolwiek gdziekolwiek wyrwać gdzieś Gerarda, a tu niespodzianka xD A tak nawiasem mówiąc, to strasznie wrażliwe to nasze małe kochane studenckie Gerdziątko, uwielbiam go jakoś w tym rozdziale. Co do Franka... cóż, ma zadatki, by zostać filozofem, to mu trzeba przyznać ;D
    Bardzo bym się chciała czegoś przyczepić (bo to ja), ale widzę, że przedmówczyni mnie ubiegła ; < Trudno, następnym razem będę pierwsza ;P
    Zombies, mnie się tam Queen kojarzy z Freddiem, ale od kiedy w bibliotece znalazłam książkę zatytułowaną "Drag Queen" i zaczęłam czytać recenzje... cóż, zryłam sobie banię, o ile to w ogóle jeszcze możliwe ;D
    Pozdrawiam! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Omygy, jakie to fajne, no jezu *___* Świetny rozdział, cudowny, boże, brakuje mi słów. Ale w cholerę mi się podobało! Także ten, to bardzo dobrze. Nanie się podobało, więc to plus. Dawajcie następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zupełnie nie wiem co napisać, ale coś z siebie wykrzeszę, a przynajmniej się postaram.
    Więc... dobrze, że Gerard znalazł sobie jakiś znajomych, bo nie można tak żyć wciąż samemu. A że wpierdzielił się w kłopoty i wyszedł poobijany to już inna sprawa. Ważne, że gdzieś wyszedł i się trochę rozerwał. Towarzystwo ma doprawdy zacne, trzeba przyznać. Franek... Franek jak to Franek, pofilozofuje, rzuci błyskotliwy komentarz.
    Podoba mi się, zresztą jak większości <3 Tylko jedno pytanie: CZEMU TAK KRÓTKO?! ;_; Bo dla mnie to jest strasznie krótko. Walnijcie kiedyś jakąś epopeje, tak dla Lekkomyślnej, bo ona jest spragniona czegoś długiego na sześć stron. Sama pisze na trzy strony, ale pomińmy to.
    Pozdrawiam Was, xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Łooo! No świetne, szczególnie opis tej imprezy! Taki śmieszny i realistyczny. Gerdzio wreszcie wyszedł do ludu, hehe. Rany...nie potrafię ostatnio pisać komentów, mam jakąś blokadę umysłową. Tak czy siak ten rozdział był wspaniały i czekam na kolejny.
    xoxo Kicia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, ile razy to powtarzałam, ale lubię rozmowy Gerarda i Franka. W ogóle cały koncept ich rozmów przez internet bardzo mi się podoba <3

    OdpowiedzUsuń